„KWARTET NA CZTERECH AKTORÓW”
reż. Mikołaj Grabowski

15 listopada, 2023
 · 
4 min read
Featured Image

“Kwartet na czterech aktorów” w reżyserii Mikołaja Grabowskiego obchodzi w tym roku 50-lecie istnienia. Starsi już nieco panowie wybrali się z tej okazji na tournée po kraju i odwiedzili Lublin - spektakl został wystawiony na Scenie Widowiskowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.

Na ten moment czekałem prawie dekadę, bo miałem szczęście dowiadywać się o tym spektaklu zazwyczaj kilka dni po jego graniu w Lublinie, a w innych miastach - też nie udało mi się go nigdy zobaczyć. Gdy więc siedziałem w drugim rzędzie, nieomal na samej scenie, byłem absolutnie podekscytowany. Cztery drewniane krzesła, na których mieli zaraz zasiąść Andrzej i Mikołaj Grabowscy, Jan Peszek oraz Jan Frycz wyglądały jak złote trony niedoścignionych mistrzów aktorstwa. Miałem dostąpić zaszczytu wzięcia udziału w prawdopodobnie jednym z najważniejszych spektakli mojego życia. Odkąd widziałem w 2008 roku fragment programu “HBO na stojaka”, w którym Andrzej Grabowski wystąpił ze swoją “Audiencją V”
i zachłysnął się kawą podczas absurdalnego wykładu o sztuce, marzyłem, żeby zobaczyć na żywo jakiś spektakl napisany przez Bogusława Schaeffera. Kompozytor, który swoje dramaty pisał jak muzyczne partytury, sugerując aktorom, żeby swoje partie grali np. “allegretto misterioso” albo “andante con malinconia” stworzył osobną kategorię “teatru instrumentalnego” - mocno awangardowy, a jednocześnie zupełnie konwencjonalny, bowiem będący wiernym bardzo klasycznej idei “teatralności”. Takie teksty jak “Kwartet(...)” oraz “Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego” (wybitny monodram Jana Peszka) nie są dziełami stricte literackimi, tylko raczej inspiracją dla inwencji twórczej aktorów, którzy niczym muzycy jazzowi są w stanie na ich podstawie wygrywać, często improwizowane, wariacje. Każdy spektakl jest zupełnie oryginalny, kompletnie inny od reszty. Stąd swego czasu ogromna popularność tego autora - mając wśród akolitów wielu wybitnych aktorów, którzy nie pozwalają go pogrzebać w świadomości widzów.

Kwartet jest najbardziej znanym dziełem Schaeffera - spektakl grany pół wieku, z właściwie niezmienioną obsadą, jest ewenementem i przykładem, jak uniwersalny i wciąż interesujący jest mikrokosmos sceniczny i filozoficzny, prezentowany przez autora. To czysty destylat teatru - teatr sam w sobie.
Bez nowych mediów, technologicznych rozwiązań, nowoczesnych udziwnień - tak prosty, jak tylko się da. Krzesła, stałe światło i czterech facetów w garniturach. Tylko tu nasuwa się pytanie - czy w dzisiejszym świecie jest miejsce na taki teatr? Odpowiedź nie jest prosta, tak jak i moja ocena tego spektaklu.

Aktorsko jest, oczywiście, wybitnie. Grabowscy, Peszek i Frycz mają fenomenalną chemię i komediowy timing. Większość żartów jest naprawdę śmieszna - tylko nie wiem, czy działa tu sam żart czy jego delivery. Wydaje mi się, że to drugie, np. chóralnie śpiewana piosenka o tym, że “kiedy byłem bardzo mały, obie nogi mi śmierdziały” i potem długa dyskusja o tym, czy lepiej byłoby stracić jedną nogę
i czy wpłynęłoby to na jej śmierdzenie, trąci jakimś kabaretowym żartem z brodą. Humor niezbyt wysokich lotów, ubrany na kontraście w wysoką kulturę - zwłaszcza, że podczas interakcji z widownią Mikołaj Grabowski zdjął buta jednemu z widzów i wyśmiał go, krzycząc “Kto przychodzi w trampkach do teatru?!”. To wciąż jest zabawne, bo zabawni są ci, co podają tekst, niemniej jednak, po takim legendarnym spektaklu, oczekiwałem czegoś wręcz mistycznego. Dostałem coś, co na pewno było niezwykłe te pięćdziesiąt lat temu, ale teraz trochę ginie - zanika w sensie przemijania, bo aktorzy wyglądają na swoje lata i choć generalnie są sprawni i żwawi, widać upływ czasu, jaki ich nadgryzł, ale także w sensie ogromnej sceny, która nadgryzła (czy wręcz połknęła) ten spektakl. Myślę, że gdybym siedział dalej na widowni, mój odbiór zmieniłby się drastycznie. Uważam także, że niepotrzebny był komentarz polityczny (było to kilka dni po wyborach), ale na szczęście panowie szybko przeszli do innych tematów.

Gdybym ten spektakl zobaczył dziesięć lat temu - gdy formował się mój teatralny gust i byłem pewnie bardziej podatny na tego typu środki, może mógłbym mówić o katharsis, o jakimś cudzie, który wydarzył się na scenie, o aktorstwie, które zmieniło moje życie… To, co zobaczyłem, było niestety pewnie cieniem tego, czym ten spektakl nie tylko był, ale czym mógłby być dla mnie. Humor wciąż ewoluuje, zmienia się - w świecie zalanym mnogością komedii… Kwartet jest niczym muzyka klasyczna. Momentami wybitny
i bawiący się klasyczną konwencją, dodając awangardowe smaczki, ale ciężko niestety powiedzieć,
że to jest to, czego bym chciał słuchać na co dzień. I nie dłuży się tylko dlatego, że trwa niewiele ponad godzinę. Kończy się w punkcie, zanim zdąży nadużyć gościnności i cierpliwości widza. A to też jest sztuka.

Autor: Krzysztof Petkowicz

Fot. Ewa Zielonka-Gawrylak

Comments

No Comments.

Leave a replyReply to

INSTAGRAM

JESTEŚ ZAINTERESOWANY WSPÓŁPRACĄ?

PROO_zestawienie_1_ACHROMATYCZNE_W_INWERSJI