„Jolanta”
Aleksandra Głowa, reż. Katarzyna Boroń

21 czerwca, 2023
 · 
3 min read
Featured Image

Drugim spektaklem zaprezentowanym na 20 Turnieju Teatrów Jednego Aktora „Sam na Scenie”, tym razem w Teatrze Lalki “Tęcza” w Słupsku była “Jolanta” Aleksandry Głowy, w reżyserii Katarzyny Boroń, oparta na motywach powieści Sylwii Chutnik o tym samym tytule. Gorzka opowieść o dziecku z rozbitej, patologicznej rodziny, które nie potrafi sobie poradzić w życiu i nawet, jako już dorosła kobieta, pozostaje całkowicie bezradne. Najpierw została pozbawiona ojca, który odszedł, potem umarła matka, a brat wyjechał do pracy, do Niemiec. Jolanta nauczyła się nie przywiązywać do ludzi. Ale w pewnym momencie zaczęła wierzyć, że jeśli będzie dostatecznie dobrze udawała osobę, którą chcę być (szczęśliwą, spełnioną, kochającą i kochaną), w końcu się nią stanie. Cały czas zadręcza się pytaniami, czemu los naznaczył ją takim bólem, zatruwającym jej życie.

“Jeszcze Polska nie zginęła, póki my pijemy!”, pada okrzyk ze sceny, a jedynymi towarzyszkami bohaterki są butelki, które tworzą nam ramy świata pełnego samotności, wyobcowania oraz traumy. Jolanta stwarza swój świat z rzeczy, które tak bardzo wpłynęły na nią w okresie dzieciństwa. Tkwi w nim przez lata, nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości, by choćby spróbować przepracować swoje przykre doświadczenia i odzyskać równowagę psychiczną. W końcu, sięga po ostateczny środek - samobójstwo.

Aleksandra Głowa prowadzi nas przez rozterki Jolanty, grając trochę wobec postaci, jest w niej jakaś apatia, monotonia. Nie próbuje oceniać bohaterki, ani wcielić się w nią, a raczej opowiada o niej “z daleka”. Czy jest to świadomy zabieg, czy nie - to już pytanie do twórczyń, ale jednostajność głosu aktorki, pozbawionego rozedrgania i emocjonalnych rozchwiań ciekawie oddaje skłonną do dysocjacji Jolantę. Tej opowieści służy także mikrofon, do którego kilka razy mówi bohaterka. Stanowi jakąś zewnętrzną klamrę, wychodzi poza świat przedstawiony. Można by było tu pójść za ciosem i odrealnić jeszcze ruchowo te fragmenty, jednak taki moment pojawia się tylko raz, na początku.  Za to na pewno najciekawszym zabiegiem formalnym jest próba samobójcza Jolanty - pomalowane usta czerwoną szminką w butelce, odciśnięte na wnętrzu przedramion, sugerujące rozcięte żyły - zaskakująco prosty, a bogaty w znaczenie gest, nie epatujący dosłownością. Muzyka Katarzyny Boroń interesująco ilustrowała sceny, pomagając aktorce uwypuklić konkretne fragmenty monologu. Gdy tylko się pojawiała, zaczynało się robić naprawdę poważnie i znikał gdzieś ten dysocjacyjny sznyt, a pojawiały się prawdziwe emocje.

Monodram Aleksandry Głowy próbuje zagłębić się w psychikę zamkniętej w sobie, nieszczęśliwej kobiety, która będąc porzuconą w dzieciństwie, nie jest w stanie zaufać nikomu i tworzyć normalnych relacji międzyludzkich. Wywraca na nie swoją egzystencję i przeżywa swój ból po tysiąckroć. Próbę tę niewątpliwie należy zaliczyć do udanych, jednak spektakl pozostawia po sobie lekkie uczucie niedosytu.

Autor: Krzysztof Petkowicz

Fot: Marika Konat

Comments

No Comments.

Leave a replyReply to

INSTAGRAM

JESTEŚ ZAINTERESOWANY WSPÓŁPRACĄ?

PROO_zestawienie_1_ACHROMATYCZNE_W_INWERSJI