„Koniec świata”
Dorota Garbicz-Stodolna,
reż. Dorota Garbicz-Stodolna

29 czerwca, 2023
 · 
3 min read
Featured Image

Monodram Doroty Garbicz-Stodolnej „Koniec świata” na podstawie poematu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Wizje świętego Ildefonsa czyli Satyra na Wszechświat” jest spektaklem wychodzącym poza ramy - sceny, postaci i tekstu. Zaczyna się już w foyer, gdzie czekający na spektakl widzowie,
pewnie nawet nie zwrócili uwagi na sprzątaczkę myjącą mopem podłogę.
Aktorka błyskawicznie nawiązuje kontakt z publicznością - na każde jej słowo rozlegają się salwy śmiechu. Ot, zwykła sympatyczna woźna opowiada o tym, jak, gdy nikt nie widzi, sama staje na scenie i bawi się odgrywając różne scenki. Tym razem wzięła na warsztat Gałczyńskiego - w poemacie głównym tematem jest koniec świata, który, jak przepowiada boloński astronom Pandafilanda nastąpić ma za godzinę. Początkowo nikt mu nie wierzy, ale zaczynają dziać się dziwne rzeczy, więc w końcu następuje wielki protest przeciwko końcowi świata, który jednak ma odwrotny skutek od zamierzonego.
I świat, na złość, się kończy. Sprzątaczka zaś, gdy odchodzi od tekstu, zaczyna gorzki (choć wciąż zabawny) monolog o tym, jak bardzo niewdzięczna w dzisiejszych czasach jest praca polonistki.
Bo, gdy sprzątaczka wykona swoją pracę, nie obarcza się jej winą za to, że “podłoga nie chciała się umyć”, jak nauczycielki, kiedy mimo prywatnych lekcji, dzieci wciąż nie mogą się czegoś nauczyć.
Jest to smutny komentarz do dzisiejszej szkolnej rzeczywistości i podejścia do zawodu polonistki, zwłaszcza, że często mówi się o tym, jak studiowanie literatury bywa nieopłacalne i nieprzydatne w życiu (bo przecież potrzebujemy więcej absolwentów kierunków ścisłych). Niestety, to bardzo krótkowzroczny pogląd, który negatywnie wartościuje i nastawia młodych ludzi do pogardy dla osób zainteresowanych językiem i słowem pisanym.

Dorota Garbicz-Stodolna na scenie (i jak widać poza nią) czuje się jak ryba w wodzie.
Od razu koncentruje na sobie uwagę i nawet dość typowe żarty jest w stanie zamienić w coś naprawdę interesującego. Umiejętnością szybkiego puentowania i odpowiadania na różne zaczepki jest w stanie zjednać sobie widownię w kilka sekund. W tym wszystkim cierpi jednak trochę Gałczyński, bowiem tekst staje się tylko pretekstem, a właściwym spektaklem jest dramaturgiczna klamra w postaci komentarzy sprzątaczki-polonistki. Choć wydaje się to być na miejscu, jako, że ten festiwal monodramów jest połączony z Ogólnopolskim Konkursem Recytatorskim, brakuje trochę połączenia pomiędzy tą klamrą,
a poematem. Chciałoby się, żeby wybór tekstu korespondował bardziej z tematem obranym przez aktorkę-reżyserkę. Póki co istnieją trochę niezależnie, a konkretność postaci znika gdzieś w recytacji
i odgrywaniu poszczególnych partii poematu (np. różnymi głosami), które okraszone absurdalnym humorem trochę zacierają nam główną myśl spektaklu.

Jeśli potraktować to może nie jako monodram, a właśnie “recytację w postaci” jest to rzecz naprawdę świetna, ale jeśli nie, to zabrakło trochę dramaturgii, zmiany, czegoś co prowadziłoby widzów przez całą historię, a nie tylko stanowiło zabawne tło dla mocnego (choć równie zabawnego) komentarza
do rzeczywistości.

Autor: Krzysztof Petkowicz

Fot: Marika Konat

Comments

No Comments.

Leave a replyReply to

INSTAGRAM

JESTEŚ ZAINTERESOWANY WSPÓŁPRACĄ?

PROO_zestawienie_1_ACHROMATYCZNE_W_INWERSJI