Monodram “Nasza klasa” Mileny Uznańskiej, oparty na motywach dramatu Tadeusza Słobodzianka pod tym samym tytułem, wg scenariusza i reżyserii Anety Ćwieluch pokazuje, że w tak wielowątkowym dziele, jeśli jest ono wybitne, widać ogromny potencjał nawet pojedynczych historii. Poznajemy ją z perspektywy Dory- Żydówki z tytułowej klasy. Ma na sobie białą sukienkę, symbolizującą czystość dziecka.
Swoich kolegów i koleżanki przedstawia w formie czerwonych kokardek, które do niej przypina w bardzo świadomy sposób, np. tych których lubi bardziej - bliżej serca. Na tej bieli wyglądają trochę jak otwarte rany - możemy domyślać się, co stanie się później. Dora jest świadkiem rosnącej dyskryminacji budzącej się wobec społeczności Żydowskiej w Polsce. Uczniowie dorastają i niewinne zabawy zaczynają ustępować uprzedzeniom i nienawiści. Choć Dorze ze wszystkich kolegów z klasy najbardziej podobał się Rysiek (mówi, że ma piękne oczy), jej mężem zostaje inny - Menachem. Któregoś dnia do drzwi ich domu puka “Wojsko Polskie” - Heniek, Zygmunt i Rysiek. Szukają męża Dory. Oskarżają go, że uciekł, bo donosi Sowietom. Mówią, że inny kolega - Jakub Kac już za to leży na rynku. “A obok jego mózg”.
Następnie zdzierają z Dory sukienkę i brutalnie gwałcą. Potem, jak gdyby nigdy nic, biorą kryształowe kieliszki z kredensu, piją wódkę. I zwyczajnie, zamykają drzwi i idą do domu. Najgorsze, że w tym bólu
i szoku Dora nie może zapomnieć, jakie ten Rysiek miał oczy. “Dziko piękne”, mówi.
Milena Uznańska dobrze prowadzi nas przez ten smutny rozdział historii, jej mocny głos pełen jest nostalgii, a dziecięca perspektywa nadaje tej tragedii ogromnie gorzki wyraz. Jednak scenariusz nie daje jej czasu, abyśmy mogli poznać ją jako dorosłą kobietę - przez to mamy wrażenie, że z tematu małej dziewczynki w szkole przeskakujemy od razu do straszliwego momentu gwałtu. Jest to nad wyraz szokujące przejście, jednak można się było pokusić o rozciągnięcie tego w czasie, żeby lepiej wybrzmiał łuk dramaturgiczny - w jaki sposób jej byli koledzy zamieniają się w oprawców.
Realizacyjnie spektakl jest bardzo prosty, aktorka na początku gra głównie kostiumem,
a potem towarzyszy jej wyłącznie światło. Przechodzi z jednej plamy do drugiej, czasem można odnieść wrażenie, że nie jest to do końca przemyślane, a po to, by więcej się “działo”. A już w samym tekście dzieje się wystarczająco dużo.
Ten spektakl ma jedną widoczną wadę - jest po prostu za krótki. By móc opowiedzieć tę historię w pełni należałoby dać mu się rozwinąć, bo Milena Uznańska w postaci Dory jest naprawdę świetna.
Może również spektakl by zyskał na zmianie tytułu. “Nasza klasa” nie jest wszak opowieścią zbiorową, pokazującą przemianę dzieci w katów i ofiary, a indywidualną tragedią młodej Żydówki w strasznym momencie naszej historii.
Autor: Krzysztof Petkowicz
Fot: Marika Konat
No Comments.